To jest mój temat :puścić oczko: , byłem, widziałem i czekałem długo.
Żeby było jasne, nie miałem przesadnie wysokich oczekiwań. Kilka ostatnich filmów o Godzilli nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia, więc nie spodziewałem się niczego specjalnego. Liczyłem na film pełen akcji, z dobrymi efektami specjalnymi i ekscytującą fabułą. Nie spodziewałem się żadnych zaskakujących zwrotów akcji ani nic w tym stylu. I zgadnij co? Z góry mogę powiedzieć, że po demonstracji byłem bardzo zadowolony.
Jeśli chodzi o fabułę, Godzilla Minus One jest w porządku. Historia, którą ułożył Yamazaki, trzyma się kupy, mówiąc potocznie, i nigdy nie staje się rozwleczona. W scenariusz wpleciono także wiele ukrytych wątków, będących alegoriami naszej własnej i najbliższej przyszłości. Wszystko zaczyna się w 1945 roku, po zakończeniu II wojny światowej na wyspie Odo. Bohater opowieści, pilot kamikaze imieniem Kōichi Shikishima, musi tam awaryjnie lądować i znajduje schronienie u stacjonujących tam żołnierzy. Niestety, kolejna noc jest dla prawie wszystkich tragiczna. Na wyspie pojawia się stworzenie przypominające dinozaura, Godzilla. Nie jest to jeszcze krwiożerczy potwór, jakiego znamy z filmów, ale i tak zabija wszystkich oprócz Shikishimy (którego tchórzostwo ratuje mu skórę) i głównego mechanika Sōsaku Tachibany. Mijają kolejne lata, a Godzilla mutuje w wyniku amerykańskich testów nuklearnych. Niszczy kilka statków amerykańskiej floty, a następnie udaje się do Japonii.
Oczywiście nie będę się wdawał w szczegóły scenariusza, ale – jak mówiłem – jest on bardzo dobrze zrobiony. Trzyma Cię w napięciu do samego końca. Są wątki
romantyczne, jest szczypta thrillera, jest szczypta patosu… właściwie niczego tu nie brakuje. Istotne jest również to, że film jest w całości japoński, co oznacza oczywiście japońskich aktorów, japońskie dialogi, lokalny sposób mówienia, grę aktorską i tak dalej. Jednocześnie staje się jasne, że Yamazaki dysponował znacznym budżetem na swoją pracę. Wszystko jest dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Kostiumy, dekoracje, efekty specjalne – na niczym nie szczędzono, dzięki czemu Godzilla Minus One może śmiało konkurować z największymi hollywoodzkimi hitami.
Jeśli chodzi o efekty specjalne, za które odpowiadał także Yamazaki, najważniejszym elementem jest oczywiście tytułowa Godzilla i zniszczenia, jakie sieje on w japońskich miastach i okolicznych wodach. Wszystkie efekty były autentyczne i bardzo dobrze zrealizowane. Niezależnie od tego, czy chodzi o eksplozje, niszczenie budynków czy animacje potworów, nie można na nic narzekać. Niektórzy widzowie trochę narzekali na animacje i wygląd Godzilli, ale warto pamiętać, że tak wyglądał w pierwszych kilku filmach. Jej sylwetka uległa lekkiej zmianie, ale ogólnie pozostała nietknięta. Ma więc dość duży tułów, małą głowę i słabe kończyny górne. Ona też chodzi trochę dziwnie, ospale, na krawędzi równowagi i można odnieść wrażenie, że na tym założeniu bazowali graficy. Jeśli dobrze pamiętam, dokładnie tak zachowywał się Godzilla w japońskich filmach, które oglądałem jako dziecko na kasetach VHS.
Ze wszystkich efektów zdecydowanie najlepszy był ten, który widzieliśmy, gdy Godzilla przygotowuje się do wystrzelenia śmiercionośnego promienia radioaktywnego. Najpierw potwór gromadzi energię, zanim ją wypuści, i tak... Nie powiem ci tego teraz. Świetnie to wygląda i buduje klimat grozy. Praktycznie widać strach w oczach aktorów i zniecierpliwienie w oczach widza, który czeka na rozwój wydarzeń - przynajmniej w pierwszej tego typu scenie. Konsekwencje są dość zaskakujące, więc nie chcę tego robić powiedzieć coś więcej na ich temat.
Godzilla Minus One charakteryzuje się nie tylko świetnymi efektami specjalnymi, które z łatwością mogą konkurować z największymi amerykańskimi hitami, ale także bardzo naturalną i klimatyczną scenografią, świetną grą aktorską i – a może nawet przede wszystkim – wątkiem tematycznie ukrytym które mają związek z ludźmi, społeczeństwem i naszą naturą. Akcja filmu rozgrywa się tuż po II wojnie światowej, a twórcom udało się bardzo dobrze odtworzyć wygląd miast tamtych czasów. Najpierw zostały poważnie zniszczone przez wojnę, a następnie odbudowane przez pracowitych Japończyków. W miarę trwania seansu jesteśmy świadkami krytyki wojny, eksperymentów z bronią nuklearną, a nawet koncepcji pilotów kamikadze. Reżyser otwarcie przyznaje między innymi, że w obliczu jednego z największych konfliktów zbrojnych w naszej historii rządzący nie myśleli już o tych, których mieli chronić. Traktowali je jak mięso armatnie, narzędzie do osiągnięcia zwycięstwa. Jednak gdy Godzilla atakuje, armie są bezużyteczne, a najważniejsze jest wspólne działanie i pomysłowość, a nie brutalna siła. Yamazaki znakomicie wplótł w swój film wiele ukrytych przesłaniów i myślę, że wielu widzów będzie opowiadać o twórczości japońskiego reżysera jeszcze długo po wyjściu z kina.
Podsumowując, polecam wybrać się na seans - zwłaszcza jeśli znacie Godzillę już wcześniej i wiecie, że jego wygląd i sposób poruszania się nie będą wam przeszkadzać. Obydwa są dość specyficzne, co dla mnie jest zaletą, a dla niektórych widzów wadą.